~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wróciłam do domu gdzie czekała na mnie mama i Jer. Weszłam do
salonu. Mama siedziała na kanapie obok Jera. Jej twarz była szczęśliwa, ale
zarazem przygnębiona. Z jednej strony wreszcie widzi się ze swoim synem, a z
drugiej jej córka poroniła. Usiadłam obok mamy.
- I co spotkałaś się z Louisem?- spytała. Skinęłam głową w
odpowiedzi.- I jak?- dopytywała. Ciężko westchnęłam.
- Wybaczyłam mu. Wprowadzi się do mnie. Nie chce tego wszystkiego
sama przechodzić. Tak jest jeszcze gorzej. Chce po prostu mieć w kimś podporę. W
końcu to wszystko dotyczy także Louisa. Mam do niego urazę, ale go kocham.-
wyjaśniłam jej. Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Z niechęcią wstałam
i poszłam otworzyć. Miałam już dość tych wszystkich nie zapowiedzianych wizyt. Najpierw
Alex. A teraz kto? Podeszłam do drzwi i je otwarłam. Ujrzałam Jane. Ona akurat
ma prawo mnie odwiedzać. Chwyciłam ją za rękę i przyciągnęłam do siebie. Mocno się
w nią wtuliłam. Zawsze traktowałam ją jak siostrę.
- Jak się trzymasz?- spytała z troską w głosie. Dobija mnie to że
wszyscy mi współczują. To wcale nie pomaga, a wręcz jeszcze bardziej dobija. Chwyciłam
ją za rękę i poszłyśmy do salonu.
- Spotkałam się z Louisem.- wyjaśniłam gdy weszłyśmy do salonu. Usiadłyśmy
na kanapie. Mama przywitała się z Jane. Jer jej nie poznał. Specjalnie nie
powiedziałam jak ma na imię. Chciałam żeby sam sobie przypomniał.
- No nie wiem.- poddał się po długich przemyśleniach.- Miałaś
przyjaciółkę Jane, ale ta dziewczyna w ogóle jej nie przypomina.- obie zachichotałyśmy.
- To jest Jane.- odezwałam się nadal przez śmiech.
- Mówisz serio czy mnie wkręcacie?- skrzywił się.
- Serio. Ale zmieniłam się na lepsze czy gorsze?- spytała
dziewczyna.
- Na lepsze.- odpowiedział bez zastanowienia. Ta odpowiedz najwyraźniej
jej się spodobała. Jane dyskutowała z Jerem, a ja pochłonęłam się w myślach. Nie
wiem czy dobrze robię proponując Louisowi żeby u mnie zamieszkał. Zresztą ostatnio
jakoś sama nie potrafię racjonalnie myśleć. Raczej na złe nam to nie wyjdzie. Zresztą
i tak w końcu byśmy razem zamieszkali. To by była tylko kwestia czasu. Na pewno
gorzej już być nie może. W końcu co może być gorszego od straty dziecka. Dopiero
teraz zauważyłam że mama od dłuższego czasu mi się przygląda. Spojrzałam na
nią. ona tylko wstała i poszła do kuchni. Zrozumiałam że mam iść za nią. Tak
też zrobiłam. Weszłam do kuchni i podeszłam do blatu. Oparłam się o niego i
spojrzałam na mamę. Jej oczy cały czas mnie przeszywały. Skrzyżowałam ręce na
klatce piersiowej.
- Dziecko, ja już nie mogę na ciebie patrzeć. Cały czas chodzisz
taka przybita, smutna, rozżalona. W twoich oczach widać ogromny ból i strach. Od
jakiegoś czasu mam wrażenie że zaraz wybuchniesz płaczem. Kochanie wiem że jest
ci ciężko, ale po prostu moje serce pęka jak widzę cię w takim stanie.-
podeszła do mnie i położyła swoje ręce na moich ramionach. Wbiłam swój wzrok w
podłogę. Nie chciałam patrzeć jej w oczy. Nie mam już na to siły.- Doskonale
wiem co czujesz.- skrzywiła się. szybko podniosłam wzrok i na nią spojrzałam.
- Nie wiesz co teraz czuje! Nikt tego nie wiem! Mam już dość
ciągłej gadaniny jak to każdy mi współczuje! To mnie już męczy!- podniosłam
głos.- Cały czas chce mi się płakać. Na dodatek ta sprawa z Louisem. To mnie
już przerasta. Nie daje sobie z tym wszystkim rady.- mówiłam już trochę ciszej,
ale nadal podniosłam głos. W oczach mojej mamy pojawiły się łzy. Zresztą i w
moich. Po chwili po jej policzkach spłynęły słone łzy.
- Kochanie nie wiesz wszystkiego.- zaczęła.- Też poroniłam.- widać
że trudno przeszło jej to przez gardło. Zszokowało mnie to.
- Jak to? Przecież ja nic nie wiedziałam.
- To było przed tym jak urodziłaś się ty i Jeremy. To było moje
pierwsze dziecko. Teraz miałabyś siostrę albo brata. Oboje z twoim tatą bardzo
to przeżyliśmy. Po tym zdarzeniu mówiliśmy sobie, że nigdy nie będziemy mieć dzieci.
Nie chcieliśmy znowu cierpieć. Jednak po czasie zmieniliśmy zdanie. Nawet nie
wiesz jak bardzo wtedy cierpiałam.- przytuliłam do siebie mamę. Byłam
zszokowana. Rodzice nigdy mi tego nie mówili.
Zostałam sama. Jane poszła do domu, mama z Jerem pojechali do domu
rodziców. Jeremy chciał pogodzić się z ojcem. Cały czas po głowie chodziło mi
to co powiedziała mi mama. Dlaczego ja nic nie wiedziałam? Może nie chcieli nas
martwić. Usłyszałam że ktoś wchodzi do domu. To był Louis. Zadzwoniłam do niego
żeby przyjechał. Nie chciałam jechać do rodziców, a sama też nie chciałam
siedzieć. Louis podszedł do kanapy i usiadł obok mnie.
- Co się stało?- zapytał. Moje policzki były mokre od łez, a oczy
całe czerwone. Bez słowa przytuliłam się do bruneta. Opowiedziałam mu to co
powiedziała mi mama. Miałam powoli dość swojego życia. Cieszę się że jeszcze
mam Louisa. Non stop dowiaduje się strasznych rzeczy. Chyba za niedługo dowiem się,
że Lou ma trzy żony.
- Zostaniesz u mnie na noc?- chłopak tylko pokiwał głową. Jedyna przyjemna
rzecz tego dnia. Przynajmniej wieczór mogę spędzić w spokoju. Siedzieliśmy z
Tomlinsonem w salonie. Cały czas mnie przytulał. Prawie wcale się nie
odzywaliśmy. Po prostu oboje zanurzyliśmy się głęboko w myślach. Akurat było o
czym rozmyślać. Wstałam z kanapy i chwyciłam chłopaka za rękę. Razem udaliśmy
się na górę. Przebrałam się w piżamę i oboje powędrowaliśmy do łóżka. To chyba
drugi raz w moim życiu kiedy to Louis czekał na mnie w łóżku, a nie na odwrót. Położyłam
się obok niego. Chłopak przysunął mnie do siebie i uwięził w uścisku.
- Ta przeprowadzka to już pewna?- szepnął do mojego ucha. Podniosłam
głowę i na niego spojrzałam.
- A co odechciało ci się ze
mną mieszkać?- spytałam podejrzliwie.
- Jasne że nie, ale chce mieć pewność że tobie się nie
odechciało.- lekko się uśmiechnął. Zbliżyłam się do jego ust i złożyłam na nich
delikatny pocałunek. Położyłam się w poprzedniej pozycji. Louis delikatnie
muskał moją szyję.
- Daj mi spać. Jestem cholernie zmęczona dniem.- Lou tylko cicho
zachichotał. Tak jak prosiłam Louis dał mi spokój i oboje zasnęliśmy. Całą noc
spędziłam w jego objęciach.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Troszkę krótki, ale ważne że jest. ;) Mam nadzieje, że bardzo was
nie zanudziłam. Jak widzicie Jeremy pojechał pogodzić się z ojcem. ;> To
chyba dobrze o nim świadczy. Proszę o komentarze. ;P Dodawajcie się do
obserwatorów bloga. :> To już 30 rozdział. :)