Kopiowanie zabronione!

kacper.ogg

piątek, 27 września 2013

Rozdział 43

Ból był nieznośny. Był on w całej części mojego ciała. Siłowałam się z własnymi powiekami. Chciałam otworzyć oczy, ale się nie dało. W końcu się poddałam. Nie próbowałam już więcej swoich sił. Gdy wciągałam przez nos powietrze, czułam ból. Gdy chciałam się poruszyć, czułam ból. Chciało mi się płakać, ale to też spowodowałoby ból! Straciłam wszystko. Najpierw dziecko, potem chłopaka, a teraz nawet i ciało. Co jeżeli do końca życia będę tylko bezużytecznym wrakiem? Nie wrócę do pracy, nie wyjdę nigdzie ze znajomymi, nie poprowadzę nigdy nawet głupiego auta. A co jeśli nigdy już nie otworzę oczu? Co jeśli nigdy nie stanę na nogi? Nie mogę się poddać. Chce żyć! Spróbowałam otworzyć oczy. Udało się! Powieki delikatnie się uchyliły. Myślałam że zostanę oślepiona światłem, ale nic takiego się niestało. Dostrzegłam białą ścianę. Otworzyłam szerzej oczy. Nie bolało to już tak strasznie jak za pierwszym razem. Jednak jeszcze żyję. Czułam się tak jakby moje ciało oddało mi z powrotem panowanie nad nim. Przygotowana na ból delikatnie podniosłam rękę. Udało się! Może i czułam lekki ból, ale już mało co odczuwalny. Delikatnie dotknęłam swojej twarzy. O dziwo nie bolało. Dostrzegłam na swojej ręce jakieś białe rureczki. Usłyszałam ciche pikanie. Wzrokiem pobłądziłam za końcem rurki, która była przymocowana do mojej ręki. Po mojej prawej stronie było jakieś dziwne urządzenie, a obok niego kroplówka. Teraz mogłam zauważyć że byłam podłączona do aparatury. Jestem w szpitalu. W pokoju było dość ciemno. Musiało być dość późno. Jestem zmęczona tym cholernym bólem. Chce mi się spać. Jestem pod odpowiednią opieką. Obróciłam głowę w lewą stronę i o mało co nie spadłam z łóżka. W tym stanie nie byłoby szans na upadek. Na krześle obok mojego łóżka siedział Louis. A raczej spał. Co on tu do cholery robi? Czemu nie ma tu Jera albo Jane. Dlaczego on? Przecież sam powiedział że mnie nienawidzi. Dlaczego nie poszedł do domu, tylko tu śpi? Wpatrywałam się w niego bez opamiętania. Cieszył mnie jego widok. Jego twarz była taka wykończona. Nawet nie wiem kiedy znowu zasnęłam.

*Następnego dnia*

Ze snu wy budziły mnie czyjeś głosy.
- Proszę być dobrej myśli.- odezwał się jakiś mężczyzna. Nie znałam tego głosu. Powoli uchyliłam powieki, a następnie otworzyłam je do końca. Przy końcu mojego łóżka stał doktor. Bacznie mi się przyglądał.- Witamy w świecie żywych.- lekko się uśmiechnął. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam to spojrzałam w bok by sprawdzić czy Louis nadal tu jest. Był. Trzymał w swoich rękach moją dłoń. Spojrzałam na jego twarz. Czyżby płakał? Nie to niemożliwe. Miał zaczerwione oczy, a na policzkach mokre ścieżki zostawione przez… łzy?
- Jak się pani czuje?- spytał doktor. Z powrotem spojrzałam w jego stronę.
- Jakby mnie przejechało auto.- wyjaśniłam cicho. Tylko na tyle było mnie stać. Mężczyzna lekko się uśmiechnął.
- Kiedy się pani obudziła?
- Wczoraj w nocy, ale zaraz po tym z powrotem zasnęłam. Byłam zmęczona bólem.- mężczyzna pokiwał głową na znak że rozumie. Zadał mi jeszcze kilka pytań, a następnie wyszedł. Zostałam sama z Louisem. Spojrzałam na niego. Przez chwile nie odezwaliśmy się do siebie.
- Dlaczego tu jesteś?- spytałam. Chłopak zastanawiał się nad swoją odpowiedzią.
- Jak dowiedziałem się że jesteś w szpitalu to od razu tu przyjechałem.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.- chłopak spojrzał na moją dłoń.
- Tak trudno zrozumieć, że…- zatrzymał się i podniósł wzrok z powrotem na mnie.- …że nadal cię kocham. Mimo tego co zrobiłaś, nadal coś do ciebie czuje.
- Co zrobiłam?- dopytywałam. Louis ciężko westchnął. Nie odpowiedział od razu.
- To dziecko…- zrobił pauzę, jakby nie potrafił wypowiedzieć następnych słów.- nie było moje.-w jego oczach pojawiły się łzy.- Ono było tego idioty. Cieszyłem się jak głupi że będę ojcem, a tak naprawdę nigdy bym nie był.
- Co ty wygadujesz?!- podniosłam głos.- To było twoje dziecko. O kim ty mówisz?- nie rozumiałam.
- O Diegu.
- Jak mogłeś uwierzyć w takie brednie? Nigdy w życiu nie poszłam z nim do łóżka. Oszalałeś już do końca?
- Nie uwierzyłbym w to gdybyś mnie w ten sam dzień nie okłamała. Nie chciałem ci tego wypominać. Ufałem ci. Po za tym chodziło o dziecko. Tak cholernie chciałem tego dziecka.
- Nadal mu wierzysz?- wzruszył ramionami.- Mogłeś ze mną chociaż porozmawiać. Czułam się okropnie wysłuchując tych wszystkich obelg.- oboje ucichliśmy.- Ile dni jestem już w szpitalu?- to pytanie nurtowało mnie od samego początku.
- To jest trzeci dzień.- wyjaśnił.- Spałaś dwa dni. Co do cholery w ogóle się stało?
- Weszłam na ulicę i potrąciło mnie auto.- wyjaśniłam spokojnym głosem.
- Chciałaś się zabić?!- podniósł głos.
- Chyba powoli stawałam się wariatką. Po naszym rozstaniu coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Czułam się jak wariatka. Nie wiem co by ze mną było gdyby nie Liam i Harry. Jane się na mnie obraziła i nie wiedziała co się ze mną dzieje.- wyjaśniłam mu.
- Przepraszam. To wszystko przeze mnie.
- Gdyby nie Harry nie wiem czy byłabym nadal żywa.- Podniosłam rękę na której pozostały ślady po moim spotkaniu z tym idiotą. Louis przyjrzał się mojemu nadgarstkowi, po czym pocałował filetowe ślady. Zrobił to tak delikatnie, że prawie nic nie poczułam.
- Przepraszam, że mnie nie było.- wyszeptał łamliwym głosem.
- Już dawno ci wybaczyłam.- wpatrywałam się w jego błękitne oczy. Jak cholernie mi ich brakowało.- Mógłbyś się dla mnie uśmiechnąć.- poprosiłam.
- Pod warunkiem że zrobisz to samo.- ciężko westchnęłam.
- Nie mam siły. Wszystko mnie boli, a ty każesz mi się uśmiechać. Na dodatek szantażując.- mimowolnie się uśmiechnął. Nie był to uśmiech jaki oczekiwałam, ale jak na razie mi wystarczał. Loui chwycił moją rękę i ścisnął. W tym samym czasie ktoś zapukał do drzwi. Następnie otworzyły się i zobaczyłam Jane i Jera. Dziewczyna na mój widok wpadła w złość? Nie powinna się raczej cieszyć?
- Mogłaś się zabić!- próbowała mówić cicho, ale średnio jej to wychodziło.-Czy ty w ogóle myślałaś nad konsekwencjami? Spójrz na swoje obrażenia.
- Myślisz że specjalnie weszłam pod samochód?- mówiłam spokojnym głosem. Jeremy szturchnął Jane. Ona tylko spojrzała na niego wściekłym wzrokiem.
- Odpuść ona ledwo mówi. Dopiero co się wy obudziła.- upomniał ją Jeremy. Dziewczyna go posłuchała.
- Jak się w ogóle czujesz?- spytała.
- Ledwo się ruszam.- westchnęłam.
- Mama przyjedzie dopiero jutro.- powiadomił mnie brat. Pokiwałam głową.
- Chce już wracać do domu.- pożaliłam się.
- No niestety będziesz musiała jeszcze tu zostać.
- Co w ogóle ze mną jest?
- Masz złamaną nogę i jesteś nieźle potłuczona.- Jane i Louis nie przeszkadzali nam w rozmowie.
- To dlatego jest taka ciężka.- lekko się uśmiechnęłam, tylko Jeremy się z tego zaśmiał. Spojrzałam na Louisa.- Idź do domu. Prześpij się. Spanie na drewnianym krześle chyba ci nie służy.- Loui wstał z krzesła i puścił moją rękę.
- Przyjdę do ciebie jutro.- powiadomił mnie po czym pożegnał się i poszedł.
- On tu siedzi już od kilku dni. Robił sobie chyba minimalne przerwy na jedzenie.- podsumował Jeremy. W głębi ducha uśmiechnęłam się.
- Bo ją kocha. To widać na pierwszy rzut oka. Sposób w jaki na nią patrzy jest niezwykły. Jak do niego zadzwoniłam i powiedziałam że Holly jest w szpitalu to usłyszałam cisze w telefonie. Potem już tylko pytał co z nią i w którym szpitalu leży. Przejął się.- on mnie nadal kocha. Sama nie wiem na czym stoję, ale chyba i Louis tego nie wie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Teraz już wiecie o co chodziło z Louisem i Holly. Moje pozostałe blogi: KLIKKLIK


poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 42

*Następnego dnia*

Niechętnie wstałam z łóżka. Leżałabym dłużej, ale gdy spojrzałam na zegarek przeraziłam się. Trzynasta godzina a Hollly leży na łóżku i rozmyśla o swoim życiu. Zdziwiłam się że nikt nie przyszedł mnie obudzić. Wkurza minie to ciągłe użalanie się nade mną. Jestem normalnym człowiekiem, z którym zerwał chłopak. Chłopak, który był kimś więcej niż chłopakiem. Raczej częścią rodziny, miłością życia, najważniejszą osoba pod słońcem. Wstałam z łóżka i usiadłam na jego skraju. Ciężko westchnęłam. Wstałam na równe robi. Podeszłam do drzwi i wyszłam. Zeszłam schodami na dół. Wchodząc do kuchni zobaczyłam brata z Jane. Przytulał ją bardzo mocno do siebie, a następnie pocałował. Oboje tak cholernie do siebie pasują. Tak słodko razem wyglądają. Od razu moja twarz się uśmiechnęła. Jane wreszcie znalazła odpowiednią osobę. Nigdy bym nie pomyślała że ta dwójka będzie razem.

- Kocham cię.- powiedział gdy oderwał od niej swoje usta. Dla mojego brata wreszcie stał się ktoś ważniejszy od pieniędzy i pracy. Oboje jeszcze przez chwile trwali w objęciach. Aż chciało się na nich patrzeć.
- Może pójdę zajrzeć do Holly?- odezwała się troskliwie Jane. Nie musisz, bo tu jestem.
- Ona nie jest osoba, która śpi do późna.- nie czekając aż dokończy swoją wypowiedz wyszłam z ‘’ukrycia.’’
- Masz racje nie jestem.- burknęłam. Podeszłam do wysokiego blatu. Usiadłam na obrotowym krześle i zaczęłam się kręcić.  Jak małe dziecko.
- Holly, zaraz spadniesz z tego krzesła i zrobisz sobie krzywdę.- upomniała mnie przyjaciółka.
- Dobrze mamo.- oparłam łokcie o blat, a na dłoniach brodę. Patrzyłam na dwójkę moich towarzyszy. Oboje wpatrywali się na mnie z politowaniem.- Nie patrzcie na mnie jakbym była chora psychicznie.- szepnęłam. Oboje się skrzywili. Jakby byli jedną osobą. Jakby mieli jeden mózg.
- Holly, może powinnaś iść na jakąś terapie? Ostatnio dziwnie się zachowujesz.- westchnęła.- Jak nie płaczesz, to jesteś przygnębiona, jak nie jesteś przygnębiona to znowu się wygłupiasz.
- To że tak się dzieje nie znaczy od razu że jestem chora, okej?- Jane znowu się skrzywiła. Głośno wypuściłam powietrze.- Przepraszam, że jestem taka nieznośna.- skrzyżowałam ręce na blacie, a następnie położyłam na nich swoją głowę. W moich oczach zebrały się łzy. Czemu ja do cholery płaczę? Może powinnam iść na tą chora terapię? Nie, nie, nie. nie zrobią ze mnie wariatki. Jestem normalna. Wszyscy dookoła są chorzy psychicznie. Mam ochotę schlać się i już nie wstać. Poczułam gładząca mnie po plecach rękę. To była Jane. Nie dam się zaciągnąć na terapie. Jane nawet nie próbuj mnie namawiać. Doskonale wiesz że się nie zgodzę. Dziewczyna westchnęła. Jakby czytała w moich myślach i doskonale wiedziała co myślę.- Słodko razem wyglądacie.- powiedziałam, a raczej wybełkotałam. Nie wiem dlaczego to powiedziałam. Przecież nawet o tym teraz nie myślałam. Ze mną naprawdę jest coś nie tak.
- Holly?- głos Jane wcale mnie nie uspokajał. Podniosłam głowę by na nią spojrzeć. Łzy cisnęły mi do oczu. Obraz prawie mi się rozmazywał. Nadal jednak widziałam twarz Jane. Dziewczyna bez wahania podeszła bliżej i z całej swojej siły mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk.- Kocham cię, wiesz?- pokiwałam głową.- Martwimy się o ciebie. Obiecaj że nie zrobisz niczego głupiego.
- Jane nie traktuj mnie jak samobójczyni.- skrzywiłam się.
- Nie traktuje.- zaprzeczyła.
- Ale tak się czuje.- zapadła chwilowa cisza.- Dawno nikt mi nie mówił że mnie kocha.
- Ja cię kocham i to bardzo. Pamiętaj o tym.- znowu pokiwałam głową.

- Holly, zjedź coś.- odezwała się Jane.

- Jane ile razy mam ci powtarzać że nie jestem głodna. Przestać udawać moją matkę.- westchnęłam. Poszłam do łazienki i wzięłam prysznic. Wysuszyłam włosy i ubrałam na siebie spodnie dresowe i zwykłą bokserkę. Spięłam w koński ogon włosy i wyszłam z łazienki. Przeciągnęłam słuchawki pod bluzką, a następnie podłączyłam do telefonu. Pieprzona styliska w dresie. Prychnęłam. Wyszłam z pokoju. Nalałam sobie wody do szklanki i napiłam się.
- Idziesz gdzieś?- spytał Jeremy.
- Chce pobiegać.- wyjaśniłam.- Jakbym się zgubiła to zadzwonię. No chyba że zgubie i telefon.- zażartowałam, ale chyba mi nie wyszło bo Jane się skrzywiła.
- Błagam cię, nie biegnij daleko. Postaraj się nie zgubić, okej?- uśmiechnęłam się.
- Nie martw się. Byłam tu przecież z…- nie pozwoliłam sobie dokończyć. Uśmieszek zszedł mi z twarzy. Tak wspominaj sobie Louis, bo przecież dawno nie płakałaś. Idiotko.- Ta, postaram się.- burknęłam pod nosem i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. To nie było zamierzone. Jakoś tak wyszło. Włożyłam słuchawki do uszu i pobiegłam przed siebie. Oczywiście nie posłuchałam Jane, bo to nie w mojej naturze. Nawet nie zwracałam uwagi na to gdzie biegnę. Gdy znalazłam się przypadkowo w parku nawet się ucieszyłam. Usiadłam na jednej z ławek. To był oczywiście nie przemyślany wybór. Naprzeciwko mnie był plac zabaw, a na nim oczywiście pełno dzieci i rodziców. Też mogłam teraz tam być ze swoim dzieckiem. Właśnie mogłam. Dzieci z uśmiechniętymi buźkami biegały na placu bawiąc się. Moja twarz sama uformowała się w szeroki uśmiech, ale zaraz potem nabrała swojego poprzedniego nastroju. A mianowicie naburmuszonej dziewczyny, do której nie wolno podchodzić bo od razu zabije wzrokiem. Zmieniłam piosenkę. Chciałam właśnie w tej chwili usłyszeć jego głos. Chciałam poczuć jak mnie przytula. Chciałam czuje jego bliskość. I puściłam sobie jedną z piosenek One Direction. Czyżby znowu nie przemyślany krok? Mój organizm już tego nie wytrzymał. Z moich oczu popłynęły łzy. Tak, ludzie popatrzcie na tą słabą dziewczynę. Popatrzcie jaka jest słaba i głupia. Przecież ona nic w życiu nie przeszła. Co ona może wiedzieć o życiu? Czyżbyście się mylili? Czyżby tak młoda osoba jak ona wiedziała więcej niż wy sami wiecie? Możliwe. Wstałam z ławki wycierając z policzka łzy. Nie miałam ochoty biec, bo w końcu po co uciekać? Zapomniałam że przyszłam pobiegać, a nie uciekać. Niestety czułam się jakbym przed czymś uciekała. Słysząc głos Louisa wcale nie czułam się lepiej. Po prostu pragnęłam go słyszeć. Nie zwracając uwagi na otoczenie szłam dalej. Jednak w pewnym momencie stanęłam jak wryta. Myślałam że zobaczyłam Louisa, ale to tylko moja wyobraźnia. Zanim zdążyłam się ruszyć leżałam już na asfalcie. W moich uszach słyszałam nie tylko głos Louisa, ale i hamujące auta. Ból przeszył całe moje ciało. Od stup aż po samą głowę czułam tylko narastający ból. Po tym nie czułam już nic. Oczy same mi opadły. Poczułam się strasznie zmęczona i senna. Czy to mój koniec?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Spieprzyłam ten rozdział? Starałam się jak mogłam. Błagam was o komentarze. Pod ostatnim rozdziałem było ich tylko 16. ;/ Przykro mi z tego powodu. Chcieliście wypadek Holly i zrobiłam go na wasze żądania. Nie było tego w planach, ale jakoś tak wyszło. ;P


KOMENTUJCIE!

środa, 18 września 2013

Rozdział 41

Przeczytajcie notatkę pod rozdziałem. Ważna rzecz dla nowych czytelników!!

- Holly, otwórz drzwi.- usłyszałam spokojny i łagodny głos Harryego. Przyciągnęłam do siebie kolana i mocno je objęłam. Oparłam podbródek na kolanach i przymknęłam oczy.- Holly, otwórz.- Harry nadal mówił spokojnym głosem.
Nie odzywałam się.- Siedzisz tam od godziny.- kontynuował. Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Olałam to i siedziałam nadal oparta plecami o drzwi. Usłyszałam oddalające się kroki. Harry chyba postanowił otworzyć. Nie długo po tym usłyszałam ponownie kroki. Tym razem dwóch osób, albo nawet więcej. Usłyszałam delikatne stuknięcie o drzwi. Prawdopodobnie ktoś usiadł opierając się o nie.- Holly, masz gości.- oznajmił głos lokatego. Kto tym razem? Nie ruszałam się z miejsca. Byłam pewna że to chłopaki, bo kto inny?- To co? Przywitasz ich?- zadał pytanie. Powoli wstałam i nacisnęłam klamkę. Harry wpadł do środka. Teraz leżał na ziemie i się we mnie wpatrywał. Na jego ustach był delikatny uśmiech.- Mogłaś uprzedzić że wychodzisz.- zachichotał.
- Wybacz.- mruknęłam pod nosem. Przeniosłam swój wzrok na mniemanych gości. Otworzyłam szerzej oczy. Przede mną stała Jane i Jeremy. Brakowało mi ich, a szczególnie tej cudownej osoby, która zawsze mi pomaga. Na jej twarzy było wymalowane zmartwienie. Szybkim krokiem podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Odwzajemniłam uścisk. Dziewczyna chwyciła moją rękę i pociągnęła mnie do sypialni, zamykając za sobą na klucz drzwi. Obie usiadłyśmy na łóżku. Jane trzymała swoimi dłońmi moje obie ręce. Wpatrywała się we mnie oczekująco.
- Powiesz mi co się stało?- zapytała spokojnie. Czy wszyscy muszą się ze mną obchodzić jak z dzieckiem? Przez chwile zastanawiałam się co się właściwie stało. Co jej mam powiedzieć? Ślepo wpatrywałam się w ziemię. Dziewczyna cierpliwie czekała na odpowiedz. Cieszyła mnie jej obecność. Może nie było po mnie tego widać, ale cieszyłam się i to bardzo. Nadal patrząc w ziemię zaczęłam mówić.
- Louis mnie zostawił.- prawie szepnęłam, ale dziewczyna doskonale to usłyszała. W oczach nabrały mi się świeżę łzy. Jedna swobodnie spłynęła po jednym z moich policzku. Zaraz po niej spłynęła druga, trzecia…
- Ale jak? To nie możliwe.- dziewczyna zaczęła się jąkać i plątać w swoich słowach. Podniosłam wzrok by na nią spojrzeć. Była nie dość że zdziwiona to jeszcze wstrząśnięta tą wiadomością. Co ją to mogło obchodzić? W końcu ma chłopaka, a jednak przejęła się tym. O chwili namysłu znowu się odezwała.- Na pewno bez powodu cię nie zostawił. O co chodzi?- spytała. Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem do końca. Diego mu coś nagadał, a ten idiotą w to uwierzył. Nie mam pojęcia co on wymyślił.- westchnęłam.
- Rozmawiałaś z Louisem?
- Żeby to raz.- powiedziałam rozpaczliwie.- Nie chce mnie widzieć. Nie chce ze mną gadać. A na naszym ostatnim spotkaniu dowiedziałam się że jestem zwykłą szmata.- zalałam się łzami na wspomnienie tego momentu. To tak cholernie bolało. Chciałam w tym momencie umrzeć. Ból był nie do zniesienia. Wszystko w środku mnie tak cholernie bolało. Samo oddychanie sprawiało mi ogromny ból. Szczęka Jane była tak szeroko otwarta że prawie uderzała o ziemie.- Nikt sobie nie zdaje sprawy jak to wszystko mnie rani. Nie chce mi się żyć. Najgorsze jest to że…- zatrzymałam się bo zabrakło mi powietrza.- że jestem bezsilna. Nie mogę nic zrobić.- Jane nic nie mówiła. Czułam się jakby już nie była tu obecna. Znowu ta cholerna samotność. To mnie już zabija! Zmieniłam się nie do poznania. Kiedyś samotność sprawiała mi radość. Cieszyłam się tym że jestem sama w domu, czy na spacerze. A teraz! Wszystko jest inne. Dziewczyna mocniej ścisnęła moje dłonie.
- Pojedz ze mną do Jeremiego. Trochę odpoczniesz. Nie będziesz sama.- jakby czytała mi w myślach. Pokręciłam przecząco głową.
- Jedzcie sami.
- Nie!- powiedziała stanowczo.- Zabierz jakieś swoje rzeczy i jedziemy.- nie chciałam z nimi nigdzie jechać. Nie chce patrzeć jak oboje są zapatrzeni w siebie. Jacy są szczęśliwi. To jeszcze bardziej dobija, a nie pomaga. Wiedziałam jednak że ona nie odpuści. Niezgrabnie wstałam i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej torbę i wrzuciłam kilka rzeczy. Ciężko westchnęłam. Wzięłam torbę i zeszłam na dół. Jeremy siedział na kanapie z Harrym i o czymś rozmawiał. Rozmawiali prawie szeptem. Zmarszczyłam brwi gdy usłyszałam swoje imię w jednym ze zdań. Mówili zbyt cicho żebym zrozumiała całe zdania. Nie za bardzo się tym przejęłam. Rzuciłam torbę na ziemię. Obaj szybko ucichli i przenieśli swój wzrok na mnie. Jeremy wstał i zabrał moją torbę do auta. Gdy wszyscy wyszliśmy z domu Harry chwycił mój nadgarstek. Miał szczęście że nie złapał za ten bolący. Jane i mój brat poszli do auta zostawiając mnie samą z Harrym.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to dzwoń. O każdej porze. Nie ważne czy jest dzień czy też noc.- podeszłam do chłopaka i mocno go objęłam. Stanęłam na palcach by wygodnie oprzeć na jego ramieniu głowę.
- Dziękuje ci za wszystko. Jestem ci wdzięczna.- wyszeptałam i pocałowałam jego policzek. Następnie odsunęłam się od niego i poszłam do auta. Zajęłam miejsce z tyłu. Zapięłam się pasem i oparłam się rękę o szybę. Gdy już ruszyliśmy wreszcie postanowiłam się odezwać. Panowała kompletna cisza.- Przepraszam, że niszczę wam czas wolny.- westchnęłam.
- Holly, wcale niczego nie niszczysz. Dobrze wiesz że wszyscy się o ciebie martwimy. Wyglądasz fatalnie i pewnie też tak się czujesz. Po prostu musisz o nim zapomnieć.- słowa brata bardzo mnie dotknęły. Nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa.- Holly?- głośno westchnęłam.
- Wy wszyscy jesteście tacy sami. Nie zdajecie sobie sprawy jakie to wszystko trudne. Ja dla niego chciałam poświęcić wszystko. Zrobiłabym wszystko o co by poprosił. Kochałam go najbardziej na świcie.- zatrzymałam się.- Nadal kocham.
- Znajdziesz sobie kogoś innego.- kolejne nie trafne słowa brata. Tym razem się rozpłakałam. Jane nie odzywała się ani słowem. Siedziała jakby jej tu nie było.
- Tylko że ja nie chce znajdywać kogoś innego. Nie jestem dzieckiem, Jeremy. Kocham tylko go, rozumiesz to?- wybełkotałam przez szloch. Jer chciał coś powiedzieć, ale Jane go wyprzedziła.
- Jeremy zamknij się! wcale nie pomagasz, wiesz?- upomniała go. Resztę drogi nikt się nie odzywał. Bynajmniej dopóki nie zasnęłam.

- Holly wstawaj. Już jesteśmy.- szarpnęła mnie za ramie Jane. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przyjaciółkę. Wysiadłam z auta, zabrałam swoje rzeczy i poszłam do domu Jera. Pragnęłam iść spać. Byłam tak cholernie zmęczona tym wszystkim, że czułam że zaraz padnę. Jer pokazał mi pokój, a następnie zostawił mnie samą. Weszłam do łazienki i wzięłam gorąca kąpiel. Tego było mi trzeba. Następną rzeczą jaką zrobiłam to wejście do łóżka i zaśnięcie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co wy na to? Podoba się rozdział? Dodawajcie się do obserwatorów. O każdym nowym rozdziale informuje na tej stronie: KLIK 

czwartek, 12 września 2013

Rozdział 40

Mocno zacisnęłam powieki. Chciałam otworzyć je i zobaczyć swoje dawne życie. Bałam się jednak z powrotem je otworzyć. Poluźniłam powieki by łzy mogły swobodnie z nich wypłynąć. Przetarłam palcami policzki. Otworzyłam oczy. Mój wzrok napal był skierowany na boczną szybę. Poczułam rękę Liama na moim udzie.
- Będzie dobrze.- pocieszał mnie. To były jego pierwsze słowa wypowiedziane odkąd wsiadłam do auta. Pokręciłam głową nawet na niego nie patrząc. Spuściłam wzrok. Wpatrywałam się teraz na swoje dłonie. Bawiłam się palcami. Próbowałam w jakiś sposób się uspokoić. Łza ściekła po moim policzku i spadła na jedna z moich rąk. Nie była ona przezroczysta, tylko szara od moich kosmetyków. Mogłam już sobie wyobrażać jak wygląd moja twarz. Wzięłam czystą chusteczkę i wytarłam policzki. Próbowałam przestać płakać, ale mi to nie wychodziło. Łza za łzą spływała z moich oczu.- Jeśli chcesz mogę z tobą zostać.- oświadczył chłopak. Teraz dostrzegłam że jesteśmy już na miejscu. Pokręciłam przecząco głową znowu na niego nie patrząc.- W każdych chwili możesz do mnie zadzwonić. Możesz na nas liczyć. Pamiętaj.- tym razem pokiwałam głową. Nie miałam siły na rozmowę.- Postaram się jeszcze dzisiaj odstawić twoje auto powrotem pod dom.- spojrzałam na chłopaka. Martwił się o mnie było to widać na pierwszy rzut oka. Odpięłam pas i przytuliłam mocno Liama. Poczułam jak jego ramiona się ścieśniają.
- Dziękuje.- wyszeptałam. Gdy oddaliłam się od niego powoli otwarłam drzwi i wyszłam. Wyciągnęłam z torebki kluczę i ruszyłam w kierunku drzwi. Cały czas wpatrywałam się w podłogę. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Spojrzałam przez ramie. Liam dopiero teraz odjechał. Westchnęłam. Zamknęłam za sobą drzwi. Położyłam torebkę i kluczę na szafce. Po drodze ściągnęłam buty zostawiając je za sobą. Szłam prosto do sypialni. To był mój cel do osiągnięcia. Dotrzeć tam i przy okazji się nie przewrócić. Weszłam do pokoju. Wszystko było tak ja dzisiejszego poranka. Każda rzecz na swoim miejscu. Położyłam się na łóżku i zwinęłam w kłębek. Obraz który miałam przed oczami zaczął się rozmazywać. W końcu pozostała tylko niewyraźna plama, którą była prawdopodobnie ściana. Skąd ja mam jeszcze siły na płacz?

*Następnego dnia*

Bałam się otworzyć oczu. Bałam się że okaże się że ten głupi sen okaże się jawą. Mocno zaciskałam powieki broniąc się przed ich otwarciem. Było mi zimno. Cała wręcz się trzęsłam. Może to wcale nie od zimna? Nie czułam ani nie słyszałam obecności Louisa. Błagam niech to będzie głupi sen. Louis tu jest. Pewnie jest na dole. Na pewno jest na dole. Przecież to był tylko głupi koszmar. Dzwonek do drzwi dzwonił tak głośno że nie dało się go nie słyszeć. Z trudem zasnęłam, a teraz ktoś tak bestialsko próbuje mnie obudzić. Bałam się, ale w końcu otwarłam oczy. Wstałam z łóżka i poszłam otworzyć te cholerne drzwi. Dzwonienie nie ustawało. Najwyraźniej komuś pilnie zależało na kontakcie ze mną. Prychnęłam. Mogę jeszcze się rozmyślić i wcale nie otwierać tych przeklętych drzwi. Po kilku minutach stałam już przy drzwiach. To wcale nie był sen czy koszmar. To było to moje pieprzone życie. Powoli uchyliłam drzwi. Doznałam ogromnego szoku. Wręcz się przelękłam. Przede mną stał uśmiechnięty od ucha do ucha Diego. Gdy mnie zobaczył jego twarz jakby jeszcze bardziej się cieszyła. Te jego przeklęte ciemne oczy aż kipiały radością. Chłopak zaczął się śmiać.
- Skarbie, dawno się nie widzieliśmy. Musze przyznać że wyglądasz cudownie gdy cierpisz. To mnie bardzo satysfakcjonuje.- ten jego cwaniacki uśmiech mnie cholernie rozwścieczał. Nie mówiąc już o jego słowach. Nie wytrzymałam i zamachnęłam się by uderzyć go w twarz. Niestety od szybko złapał mój nadgarstek w żelazny uścisk. To tak cholerni bolało. Moja twarz wykrzywiła się grymas. Jak nic będę miała siniaki na ręce. Brunet szarpnął mnie w swoją stronę, a następnie popchnął mnie na ścianę. Jęknęłam z bólu.- Uważaj sobie.- warknął.
- Podły idiota.- wysyczałam przez zaciśnięte z bólu zęby. Widać że sprawianie mi bólu sprawia mu przyjemność. Widziałam jak jego twarz się cieszy gdy widzi jak cierpię nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Nigdy nie będziesz szczęśliwa.- uśmiechnął się.- Pozbyłem się jednej osoby. Pozbędę się też kolejnych.
- Jesteś chory psychicznie.- szepnęłam nie mając siły powiedzieć to głośniej. Diego spojrzał sobie przez ramie i raptownie się odsunął. Nie byłam w stanie czegokolwiek zobaczyć, bo on mi zasłaniał cały widok.
- Jeszcze się zobaczymy. Obiecuje.- znowu ten jego cwaniacki uśmiech. Chłopak obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Dotknęłam swojego nadgarstka i zaczęłam delikatnie go rozmasowywać. Cholera. To chyba był zły pomysł, bo ból jedynie się zwiększył. Jedna maleńka łza spłynęła po moim policzku, a na twarzy wymalował się grymas. Na nadgarstku pojawiły się czerwone plamy, co oznaczało siniaki.
- Czego on od ciebie chciał?- wyrwał mnie z zamyśleń zachrypnięty głos. Dobrze mi znany zachrypnięty głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Harryego.
- Niczego.- odpowiedziałam i pokierowałam się w stronę drzwi do mieszkania. Harry poszedł oczywiście za mną.
- Zrobił ci coś?- zadał kolejne pytanie.
- Nie!- odpowiedziałam głośno. Harry zmarszczył czoło. Wyciągnął ku mnie swoją rękę w której trzymał kluczyki od mojego auta. Szybkim ruchem wzięłam kluczyki do swojej ręki.
- Dlaczego płaczesz? Zrobił ci coś. Powiedz prawdę.- naciskał.
- Harry odpuść. Nic mi nie zrobił. Zrozum to wreszcie.
- Spójrz mi w oczy i powiedz to jeszcze raz.- spuściłam głowę nie chcąc na niego patrzeć. Harry westchnął. Spojrzałam na swój zaczerwieniony nadgarstek. Cały czas silnie pulsował. To był ból nie od opisania. Harry chyba zauważył czerwone ślady, bo sięgnął po moją rękę. Dokładni jej się przyjrzał.- Nadal twierdzisz że nic ci nie zrobił?- zapytał. Delikatnie wyrwałam rękę i usiadłam na kanapie. Louis wyraźnie wczoraj mi powiedział że rozmawiał z moim dawnym znajomym. Musiało mu chodzić o Diega. On musiał mu naopowiadać jakichś bzdur, a ten idiota w to uwierzył. Wróciłam myślami do mojej wczorajszej rozmowy z Louisem. Powiedział że wszystko już wie i że powiedział mu wszystko mój dawny znajomy. Może jeszcze nie wszystko stracone? Może uda nam się jeszcze raz spróbować? Szybko chwyciłam do ręki swój telefon. Wybrałam numer Louisa. Usłyszałam pierwszy sygnał… drugi… trzeci… i… odebrał Louis odebrał ode mnie telefon.
- Hallo?- powiedział niewyraźnie. Moja jedyna szansa. Nie spieprz tego Holly! Chodziłam w te i powrotem po głupim salonie.
- Wiem o tym że Diego naopowiadał ci kłamstw. Spotkaj się  ze mną i porozmawiaj. Potem będziesz mógł robić co chcesz, tylko to jedno spotkanie.- w słuchawce była tylko głucha cisza. Rozłączył się?- Louis, jesteś tam?- spytałam bez nadziei. Czego się spodziewałam, że będzie ze mną gadał? Szkoda że nie wiem co mu powiedział Diego. Na pewno nie była byle jaka rzecz. Louis nie zerwał by ze mną przez jakąś bzdurę. Już miałam odłożyć telefon, kiedy on się odezwał.
- Nie.- powiedział równie cicho i niewyraźnie co przedtem.
- To przynajmniej mnie wysłuchaj przez telefon.- poprosiłam.- Przed chwilą był u mnie Diego. Wiem że ci naopowiadał jakichś bzdur. Jeszcze nawet nie wiem co takiego wymyślił.- nie mogłam nic powiedzieć dalej, bo Louis mi przerwał.
- Nie obchodzi mnie to!- powiedział to bardzo wyraźnie.- Nie dzwoń do mnie. Rozumiesz? Nie obchodzi mnie twoje życie i to co ci takiego powiedział Diego. Jeżeli myślisz że ci uwierzę to jesteś w błędzie. Nas już nie ma i Ne będzie.- tym razem się rozłączył. Każde słowo było wypowiedziane w dziwny sposób. Jakby Louis zmuszał się do mówienia tego. Było to strasznie dziwne. Nie zaprzeczył jednak że Diego z nim rozmawiał. Jestem pewna w stu procentach że to on znowu namieszał. Ciężko westchnęłam. Słowa Louisa jednak nie były mi takie obojętne. To bolało jeszcze bardziej niż ten głupi nadgarstek, który to wszystko podsycał. Czułam że już nie mam serca. Ono opuściło mnie tak samo jak Louis. Harry w zamyśleniu patrzył na moją osobę. Ruszyłam w stronę sypialni. Szybko się tam znalazłam. Trzasnęłam za sobą drzwiami, a sama oparłam się o nie i opadłam na sam ich dół. Mam już serdecznie dość tego wszystkiego. To wszystko mnie już przerasta. Louis zabija mnie od środka. Moja psychika jest na skrawku urwiska, a Louis coraz bardziej ją popycha by spadła na sam dół. Stamtąd nie ma już wyjścia. Tam się umiera.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co o tym sądzicie? Ja mam mieszane uczucia. Coś mi się wydaje że rozdział jest totalną katastrofą. Wyraźcie swoją opinie bo chyba zwariuję. ;P

                                                           CZYTASZ = KOMENTARZ 

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 39

Pół nocy nie przespałam. Cały czas myślałam o Louisie. Strasznie mi go brakuje. Muszę z nim porozmawiać i to jak najszybciej. Nie wytrzymam dłużej bez niego. Tak cholernie go kocham. Wzięłam telefon do ręki i wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach zamiast usłyszeć głos Louisa usłyszałam pocztę głosową. Próbowałam dzwonić jeszcze kilka razy, ale bez rezultatu. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Włożyłam na siebie czarne rurki, białą bluzkę i jeansową kurtkę. Spięłam włosy w niedbałego koka. Pospieszni zeszłam na dół. Weszłam do korytarza i włożyłam na nogi buty. Wzięłam do ręki kluczę. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi na klucz. Następnie truchtem podeszłam do auta. Otworzyłam samochód, a po chwili siedziałam już w środku. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i odjechałam spod domu.  

Zapukałam do dużych drzwi stojących przede mną. Jechałam dość szybko, więc szybko też tu się znalazłam. Czekałam aż w końcu ktoś raczy otworzyć mi drzwi. W końcu otworzył je Liam.
- Hej! Przyszłam pogadać z Louisem.- oznajmiłam. Chłopak zmarszczył czoło.

- Ale Louisa u nas nie ma.- powiedział. Ominęłam chłopaka i weszłam do środka. Ciężko westchnęłam. W salonie siedział Zayn, a w kuchni Niall. Nigdzie nie było śladu po Tomlinsonie. Usiadłam na kanapie.- Był u nas wczoraj. Był jakiś dziwny, w ogóle nie słuchał co mówiliśmy. Jak pytaliśmy czy wszystko w porządku tylko kiwał głową.- oparłam łokcie o kolana, a twarz skryłam w rękach. Wybuchłam płaczem. Już dłużej nie wytrzymałam.
- Holly, co jest?- zapytał Zayn i objął mnie ramieniem. Ja jednak nie odpowiadałam tylko płakałam dalej.- Holly?
- Co jest?- usłyszałam zaspany głos Harryego. Nadal nie podnosiłam głowy.
- Louis ze mną zerwał.- wyszlochałam.
- Co?!- krzyknął Niall.- To nie możliwe.- podniosłam głowę, by na nich spojrzeć. Zatkało ich. Powoli wstałam z kanapy.
- Musze jechać.- odezwałam się i chciałam iść w stronę drzwi, ale mnie powstrzymali.
- Gdzie chcesz jechać?- zapytał Zayn. Wytarłam łzy, które spłynęły po moich policzkach.
- Louis mógł pojechać tylko w dwa miejsca. Do was, albo do swojego domu. Skoro nie ma go tu, to musze jechać do Doncaster.
- W takim stanie?- zmarszczył czoło Liam.
- W jakim stanie? Czuje się świetnie. Nie jestem dzieckiem, Liam.- chłopak tylko zmarszczył czoło.
- Zawiozę cię tam. To długa droga. Nie chce żeby ci się coś stało.- wyjaśnił Li. Nie stawiałam się, bo dobrze wiedziałam że on nie odpuści. Poza tym nie wiem czy dałabym radę jechać taki kawał drogi. Liam przebrał się i poszliśmy razem do jego auta. Droga trwała i trwała. To było jak jakieś tortury. Liam co jakiś czas coś do mnie mówił.
- Czemu on z tobą zerwał?- spytał spokojnym głosem. Wzruszyłam ramionami.
- Myślałam że chodzi o to że spotkałam się z Alexem. Okłamałam go i powiedziałam że idę z Jane, ale w tym samym czasie spotkał Jane i ona się wygadała. To wszystko jest strasznie skomplikowane. Zwątpiłam że może o to chodzić, bo Louis mówił…- nie dokończyłam.
- Rozumiem.- odezwał się. Znowu przez dłuższy czas nie rozmawialiśmy ze sobą.

Gdy Liam się zatrzymał, nogi się pode mną ugięły. Westchnęłam.
- Iść z tobą czy poczekać tu?- padło pytanie z ust chłopaka. Spojrzałam na niego i chciałam się uśmiechnąć, ale nie byłam w stanie.
- Poradzę sobie.- otwarłam drzwi i powoli wyszłam z auta. Zaczęłam się cholernie bać tego spotkania. Nie wiem czego się bałam. Może tego że nie zastanę tu Louisa? Albo że on nie będzie chciał ze mną gadać? Chciałabym przynajmniej wiedzieć że Louis tu jest. Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Słyszałam jak ktoś szedł otworzyć. Modliłam się żeby to był Louis. drzwi się uchyliły i ujrzałam mamę Louisa. Cholera.
- Dzień dobry!- powiedziałam nieśmiało.
- Dzień dobry!- odpowiedziała. Kobieta przez chwile lustrowała mnie wzrokiem. Nie była za bardzo zadowolona moim widokiem.
- Jest tutaj Louis?- kobieta przez chwile się wahała z odpowiedzią. To tylko potwierdziło moje pytanie.
- Nie, nie ma go.- w końcu odpowiedziała. Obie doskonale wiedziałyśmy że jest inaczej. Nie winie jej że martwi się o syna, ale ona nie wie w jakiej ja jestem sytuacji. Louis pewnie o wszystkim jej powiedział. A ja? A ja nie wiem nic. Mogę się domyślać.
- Proszę pani, ja naprawdę muszę z nim porozmawiać.- czułam że do oczu napływają mi łzy. Dlaczego wszystko zawsze musi mi iść na przekór?
- Nie wiem co się między wami stało, ale po wyglądzie Louisa na pewno nic dobrego. Mało się przez ciebie wycierpiał? Chcesz go jeszcze bardziej dobić?- zadała pytania, a w tym samym czasie zza jej pleców wyłonił się ojczym Louisa. Dokładnie przyjrzał się mojej osobie, a zaraz po tym westchnął.
- Wejdź!- powiedział mężczyzna.
- Kto przyszedł?- zapytał. Miał taki przygnębiony głos. Zupełnie inny niż mój Louis.
- Ktoś do ciebie.- odpowiedział.
- Nie chce z nikim gadać. Powiedz że mnie nie ma.- odezwał się. leżał do nas tyłem, więc nie widział że tu stoję.
- Sam to zrób.- Louis usiadł na kanapie i obrócił głowę.  Gdy mnie zobaczył jego twarz przybrała okropny wyraz. Widniał na niej żal, smutek, złość, a nawet powątpienie. Widziałam jak jego klatka unosi się i szybko opada. Chciałam coś powiedzieć, ale on mi przeszkodził.
- Po co tu przyjechałaś? Wyjdź stąd! Nie chce cię znać!- warknął. Moje oczy zalały łzy.
- Louis, porozmawiaj ze mną. Błagam.- mówiłam przez szloch. Louis wstał. Zacisnął szczękę i pięści. Chyba nigdy nie widziałam go takiego wściekłego. Gdzie jest mój Louis?
- Wyjdź stąd!- powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Jeżeli chodzi ci o to że spotkałam się z Alexem i cię okłamałam, to wiedz że tego cholernie żałuje. Chciałam ci powiedzieć prawdę, ale się bałam.- próbowałam z nim jakoś pogadać. Byłam pewna w stu procentach, że nic z tego nie będzie.
- Nie udawaj głupiej. Wszystko już wiem. Twój stary znajomy mi wszystko powiedział. Zrozum to że nie chce cię widzieć! Czego ty ode mnie po tym wszystkim oczekujesz? Może że do ciebie wrócę i znowu będziesz udawała jak to mnie nie kochasz.- jego oczy nie były tymi samymi oczami, które kochała.
W których się zakochała i w których tonęłam za każdym razem gdy tylko spojrzałam. Teraz to były ciemne i zimne oczy. Louis był inny.- Jesteś zwykłą…- chciał dokończyć, ale się zawahał. Po moich policzkach spłynął potok łez. To zabolało i to bardzo.
- Nawet nie wiem o co ci chodzi!- krzyknęłam.- Nienawidzę cię! Jesteś największym chamem jakiego znam!- obróciłam się na pięcie i pobiegłam do wyjścia.- Do widzenia!- krzyknęłam wychodząc. Pobiegłam do auta Liama i szybko wsiadłam. Liam o nic nie pytał. Moja rozpacz nie ustała. Nie poznaje go. To niemożliwe żeby w tak szybkim momencie się tak zmienił. Moje serce złamało się na miliard maleńkich kawałeczków. Pustka jaką czułam w sobie była okropna. Czułam się jakbym straciła połowę siebie. Większą połowę. Payne podał mi chusteczkę. Wytarłam łzy, ale i tak następne już spływały po policzkach. Czuje się jak jakaś idiotka. Przyjechałam tu tylko po to żeby dowiedzieć się że jestem zwykłą szmatą. Nie wieże że mnie tak po prostu znienawidził. Jak można być tak zmiennym w uczuciach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam że tak długo przeciągałam z tym rozdziałem, ale jakoś nie chciało mi się napisać. ;P No ale teraz macie prezent na początek roku szkolnego. ;)
                                                          CZYTASZ = KOMENTARZ = MOTYWACJA