Kopiowanie zabronione!

kacper.ogg

czwartek, 23 stycznia 2014

Epilog

Rozdział dedykuje każdemu kto przeczytał to opowiadanie. ;*
Bardzo dziękuje za czytanie mojego opowiadania.

*Kilka miesięcy później*

Siedziałam na skraju łóżka. Kołysałam w rękach małego Josha. Tak słodko wyglądał. Nie powiem żeby był spokojnym dzieckiem, ale co się dziwić.
W końcu jego ojcem jest Louis Tomlinson. Na moich ustach był szeroki uśmiech. Szeptałam do dziecka różne zdania. Chłopiec patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami. Był tak podobny do Louisa. Przejechałam palcem po policzku malucha.
- Piękny mały bobas.- zachichotałam. Josh zaczął wymachiwać rączkami i się uśmiechać. Zachowywał się jakby rozśmieszyły go moje słowa.
- Hol…- usłyszałam głos Louisa. Nawet nie zauważyłam że tu wszedł. Podniosłam głowę i spojrzałam na bruneta.
- Hmm?
- Pomóż mi. Nancy się obudziła i cały czas płaczę.- wstała z łóżka i podeszłam w kierunku bruneta. Spojrzałam na Josha i znowu zaczęłam do niego mówić.
- Twój uzdolniony ojciec nie potrafi się zająć twoją siostrą.- zachichotałam.- Lepiej uważaj, bo teraz on się tobą zajmie.- podałam Louisowi chłopca.
- Bardzo śmieszne Holly.- uśmiechnęłam się i poszłam do pokoju gdzie była Nancy. Mimo że Louisowi czasami się coś nie udawało to był wymarzonym ojcem. Zajmował się dziećmi i poświęcał im każdą wolną chwile. Uwielbiałam słuchać jak im śpiewał by usnęły. Podeszłam do łóżeczka Nancy i wzięłam ją na ręce. Dziewczynka była cała zapłakana.
- Nie płacz kochanie.- szepnęłam całując jej mokry policzek. Okazało się że Nancy była po prostu głodna.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Louisa.
- Ja nikogo nie zapraszałem.- odpowiedział na moje nie zadane pytanie i poszedł otworzyć. Nadal siedziałam i bawiłam się z Nancy. Teraz musiałam zerkać na oba maleństwa. Gdy usłyszałam czyjeś kroki obróciłam głowę by spojrzeć kto nas odwiedził. Otwarłam szerzej oczy widząc dwie dobrze znane mi osoby. Blondynka pisnęła i szybko do mnie podbiegła. Kucnęła obok mnie i szybko mnie przytuliła. Zrobiła to naprawdę szybko, bo już po chwili w rękach trzymała Josha. Dziewczyna cieszyła się jak głupia co było dość zabawne.
- Co wy tu robicie?- spytałam.
- Przyjechaliśmy z Jerem w odwiedziny. Muszę doglądać swojego chrześniaka.- zachichotała. Jane jest chrzestną Josha. Chrzestnym zaś jest Harry. Natomiast chrzestnymi Nancy jest najstarsza siostra Louisa i Jeremy.
- Stęskniłam się za tobą. Nawet nie mamy kiedy porozmawiać. Jak ci się mieszka z moim bratem?- spytałam.
- Bardzo dobrze. Rozmawia właśnie z Louisem.- wskazała głową w stronę kuchni.

Po jakichś 15 minutach kolejny raz zadzwonił dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam czoło. Kto tym razem? Trzymałam na rękach swoją małą córeczkę, zaś Josha niańczyła Jane.
To było słodkie, że Jane tak się wkręciła. Dziewczyna cały czas obiecywała Joshowi różne rzeczy.
- Jak będziesz kiedyś potrzebował kasy to możesz na mnie liczyć. Chociaż w to wątpię, bo masz dzianych starych.
- Jane!- upomniałam ją.
- Widzisz? Matka już się nas czepia.- pokręciłam głową. Usłyszałam liczne głosy dobiegające z korytarza. Już po chwili w salonie był cały skład One Direction plus ich dziewczyny, a mianowicie Perrie i Danielle.
- Mamy prezenty.- powiedział Niall. Harry od razu podszedł do Jane.
- Daj mi go.- poprosił.
- Nie.- i tak właśnie zaczęła się ich mała kłótnia.
- Jestem jego ojcem.
- Chrzestnym Harry!- przypomniał mu Louis. Zachichotałam. Podeszła do mnie Dan i Perrie.
- Musisz być wykończona. Zamiast jednego dziecka masz aż dwa.- zachichotała brunetka.
- Troje. Nie policzyłaś Louisa.- poprawiłam ją. Dan wzięła ode mnie Nancy. Byłam zdziwiona że dzieci jeszcze nie zaczęły płakać. Było tu tyle osób. Smutna Jane oddała Hazzie Josha. Zaczęłam się z niej śmiać. To było miłe że wszyscy chcieli zajmować się dziećmi. Szkoda że tylko dzisiaj.

Moją rozmowę z dziewczynami przezwał płacz Josha. Wzięłam dziecko od Hazzy.
- Pewnie jest głodny.- zapewnił mnie Niall.
- Przed chwilą jadł.- powiedział Zayn.
- Właśnie! Przed chwilą!
- Jest już późno, a dzieci muszą spać. Lou, pomożesz mi?
- Mogę ja?- spytała Perrie. Uśmiechnęłam się.

Wszystko się zmieniło. Ja i Louis mamy bliźniaki. Zayn i Perrie są zaręczeni, podobnie jak Danielle i Liam. Jane przeprowadziła się do Jeremyego. Gdy Louis jeździ w trasy, co dzieje się bardzo rzadko przyjeżdża do mnie albo mama, albo teściowa. Cieszę się że mogę na wszystkich liczyć. Oboje z Louisem jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i dobiegł koniec tej opowieści. ;P Mam nadzieje że będziecie dobrze wspominać te opowiadanie.

Mam nadzieje że KAŻDY skomentuje ten rozdział. :>
Dziwne uczucie kończyć bloga. ;P
Nie zapominajcie o moich pozostałych blogach, które znajdziecie w zakładce ptt: ''Moja twórczość''
Mój ask: AdminkaNika1

Bardzo dziękuje za:
Wyświetlenia: 107 632
Komentarze: 1270
Obserwatorzy: 78


wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 57

*Miesiąc później*

Patrzyłam na duże lustro stojące naprzeciwko mnie. Widziałam w nim siebie w pięknej białej sukni. Welon swobodnie przylegał do moich pleców. Miałam ładny i zarazem delikatny makijaż.
Moje włosy spięte były w elegancki kok. Podobałam się samej sobie mimo tego że miałam ciążowy brzuch. Nie był on duży, ale jednak był. Ja widziałam dużą różnice. W lustrze dostrzegłam stojącą za mną zgrabną blondynkę w czerwonej sukience. Wyglądała w niej cudownie.
- Pięknie wyglądasz.- komplementowała mój wygląd. Uśmiechnęłam się.
- Za niedługo ty będziesz wyglądała podobnie.- stwierdziłam.- No może nie będziesz miała takiego brzucha.- zaśmiałam się. Jane podała mi rękę i wyszłyśmy z pokoju. Byłam gotowa by wyjść za mąż za Louisa. Byłam gotowa zostać jego żoną. Tej decyzji byłam pewna jak niczego innego w życiu. Kochałam go. Louis był dla mnie osobą dla której zrobiłabym wszystko. Patrzyłam na niego jak na swojego anioła, który podtrzymuje mnie bym nie upadła. To było cudowne uczucie. Przy nim czułam się jakbym była najcenniejszą i najważniejszą osobą na świecie. Dla niego właśnie taka byłam. Stanęłyśmy u szczytu schodów. Nadal u boku miałam Jane. Kilka kroków za nami szli moi rodzice i mama Louisa. Pomagali mi się przygotować. Nie obyło się oczywiście bez łez. Mój wzrok padł na piątkę chłopaków stojących na dole. Cała piątka była ubrana w czarne garnitury. Wyglądali olśniewająco, jednak mój wzrok zatrzymał się na tym najważniejszym dla mnie. Patrzył na mnie z najcudowniejszym uśmiechem na świecie. Jego wzrok nie opuścił mojej osoby nawet na chwile. Był szczęśliwy. Było to widać w jego błyszczących tęczówkach i promieniującej twarzy. Czułam jak nogi się pode mną uginają.

Stałam u boku ojca. Wszyscy patrzyli na moją osobę. Bałam się że idąc upadnę, ale mając u boku kogoś takiego jak mój tata nie musiałam się bać. Lou stał przy ołtarzu. Na jego ustach był ten sam uśmiech co w domu. Chciałam do niego podbiec, przytulić, pocałować i powiedzieć jak bardzo go kocham. Czułam że trzęsą mi się ręce. Ślub błacha sprawa, może nie dla mnie. To poważna decyzja, a ja chciałam już z nim być do końca życia i nawet dłużej. Gdy podeszłam do Louisa, tata podał mu moją rękę, a następnie odszedł. Stojąc obok swojego przyszłego męża czułam się… brak słów by opisać to magiczne uczucie. Ja i on na zawsze. To zabawne że poznanie przypadkowej osoby ma tak ogromny wpływ na dalsze życie. Poznajesz jednego człowieka i wszystko się zmienia. Twoje życie nabiera barw i chęci do bycia.


- Ja Louis biorę Ciebie Holly  za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- Lou wsunął mi na palce obrączkę.
- Ja Holly biorę Ciebie Louisie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.- teraz to ja wsunęłam na palce Lou obrączkę.
- Ja Louis przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Ja Holly przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.


Gdy było już po całej ceremonii poczułam się cudownie. Byłam żoną Louisa Tomlinsona! Tak długo czekałam na ten moment i wreszcie się doczekałam. Szczęśliwe zakończenie? Jeszcze nie. Gdy dziecko się urodzi bajka dopiero dobiegnie końca.
*wyłącz piosenkę*

Siedziałam na krześle tuż obok Louisa. Wszyscy zajęli swoje miejsca.
Lou nachylił się do mojego ucha i delikatnie je musnął.
- Mogę poprosić żonę do tańca?- spytał szeroko się uśmiechając. Podałam mu swoją rękę i oboje poszliśmy na parkiet. Brunet położył jedną rękę na mojej tali, a drugą chwycił moją dłoń. Maksymalnie zbliżył nasze ciała do siebie.- Piękna pani młoda.- szepnął do mojego ucha. Uśmiechnęłam się. Oboje z Louisem wirowaliśmy na parkiecie. Brunet co jakiś czas szeptał mi coś do ucha. Tańczyłam z Lou kilka piosenek podrząd. Harry podszedł do nas i wyciągnął przed siebie rękę.
- Mogę zatańczyć z Panią Tomlinson?- spytał szczerząc się. Lou podał mu moją rękę, a sam poszedł zatańczyć ze swoją mamą.- Holly, pięknie wyglądasz. Ciąża ci służy.- powiedział.
- Sugerujesz że gdy nie byłam w ciąży byłam brzydsza?- uniosłam jedną brew. Hazz się zaśmiał.
- Nie.- stwierdził.- Po prostu jesteś jeszcze ładniejsza.
- Nie zapominaj że jestem mężatką.- zachichotałam.
- Przecież nie robię nic złego, tylko mówię.
- Odbijany.- powiedział Niall. Uśmiechnęłam się na jego widok. Tańczyłam z Niallem, Liamem, Zanyem, Harrym, Louisem i wieloma innymi gośćmi. Ślub był naprawdę udany. Każdemu się wszystko podobało. Świetnie się bawiłam przy najbliższych mi osobach.

Zmęczona weszłam do pokoju. Louis wszedł tuż za mną. Chłopak od razu znalazł się w moim pobliżu.
- Pomóc ci ściągnąć sukienkę?- spytał z chytrym uśmiechem.
- Raczej sama sobie nie poradę.- Lou odpiął mi sukienkę i pomógł mi ją ściągnąć. Nie było to takie łatwe jak się wydawało. Gdy już ściągnęłam sukienkę zostałam w samej bieliźnie, którą kupiłam specjalnie na ślub. Śliczna biała koronkowa bielizna. Spojrzałam na chłopaka, który dokładnie mnie skanował wzrokiem. Lou oblizał usta i spojrzał na moją twarz. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę po czym namiętnie go pocałowałam.

- Zaczynamy wspólne życie, kochanie.- szepnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak wiem że rozdział jest beznadziejny. Za niedługo dodam epilog, bo to opowiadanie dobiegło końcu.
Za niedługo będę pisała nowego bloga ze Smerfetką. Zapraszam bohaterowie już są. ;3

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 56

*Następnego dnia*

Przygotowałam wszystkie potrzebne rzeczy, a następnie zaniosłam koszyk do auta. Wsiadłam do auta, a następnie przekręciłam kluczyk w stacyjce. Gdy dojechałam na miejsce wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Louisa. Po kilku sygnałach odebrał.
- Lou, chyba złapałam gumę. Przyjedziesz?- spytałam.
- Gdzie jesteś? Nic ci nie jest?- spytał zaniepokojony.
- Nic mi nie jest.- wytłumaczyłam chłopakowi gdzie jestem.
- Co ty tam do cholery robisz?!- spytał wkurzony Louis.
- Przyjedziesz?- spytałam.
- Nie mogę. Wyśle po ciebie któregoś z chłopaków.- odpowiedział.
- Nie dzięki. Poradzę sobie sama. Wiedziałam że mogę na ciebie liczyć!
- Holly…- nie zdążył dokończyć, bo się rozłączyłam. Odpaliłam auto i wróciłam z powrotem do domu. Przygotowałam dla niego niespodziane, a on tak po prostu nie może! Miał to być miły piknik, ale Louis musiał wszystko spieprzyć.

Weszłam do domu. Zostawiłam kosz z jedzeniem w kuchni, a następnie z powrotem wróciłam do samochodu. Pojechałam do Jane. Jestem zła na Louisa. Posiedzę i porozmawiam z przyjaciółką. Ostatnio ją trochę zaniedbywałam.

- Więc co się stało?- zachichotała Jane widząc moją minę. Uniosłam rękę i wskazałam na pierścionek.
- Jestem narzeczoną Tomlinsona, to się stało.- bąknęłam pod nosem. Jane znowu zachichotała.
- Sama tego chciałaś.- przypomniała mi.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi że to zły pomysł?- też się zaśmiałam.- Teraz będę do końca życia się z nim użerała.
- Więc co Pan Tomlinson zrobił, że nie chcesz być jego żoną?- spytała zaciekawiona blondynka. Westchnęłam.
- Jest dupkiem. Chciałam zrobić dla niego niespodziankę. Przygotowałam wszystkie rzeczy na piknik.-zaczęłam opowiadać całe wydarzenie.
- Nie mógł i już.- skrzywiłam się.
- Gdy zadzwonię do niego i powiem mu że rodzę powie że nie może i kogoś po mnie przyśle?- uniosłam jedną brew.
- Ale nie rodziłaś, więc nie przejmuj się już tym. Nawet mi jeszcze nie powiedziałaś jaką niespodziane przygotował dla ciebie Louis.- przejechałam ręką po czole.
- Kupił dom.- uśmiechnęłam się. Jane kilkakrotnie zamrugała.
- I ty się na niego gniewasz?- zachichotała. Pokiwałam głową. Mój telefon po raz kolejny zaczął dzwonić. To był Louis. W końcu postanowiłam odebrać.
- Przestań dzwonić. Skoro nie odbieram to znaczy że nie chce z tobą rozmawiać.
- Gdzie jesteś?- spytał.
- Nie ważne.- bąknęłam pod nosem, a następnie się rozłączyłam. Wyłączyłam telefon.

Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg domu. Ściągnęłam buty po czym ruszyłam na górę. Louis był gdzieś na dole. Nie zwracałam na niego uwagi. Weszłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i obróciłam się placami do drzwi. Nim zdążyłam się dobrze położyć na łóżku usłyszałam kroki zbliżające się do pokoju. Drzwi się otwarły, a następnie zostały zamknięte. Łóżko delikatnie się ugięło. Ręka Louisa oplotła moją talię, a jego głowa była oparta o moje przedramię.
- Pojechałem tam, ale ciebie już nie było.- powiedział spokojnym głosem. Nie odezwałam się.- Jesteś zła.- stwierdził całując moją rękę.- Przepraszam.
- Zostaw mnie.- szepnęłam.
- Nie.- kolejny raz pocałował moją rękę. Westchnęłam.
- Chciałam zrobić dla ciebie niespodziankę, ale oczywiście musiałeś to spieprzyć.
- Przepraszam.- powiedział szczerze.
- Przygotowałam jedzenie na piknik, ale ty wolałeś przywieść któregoś z chłopaków. Z którym miałam tam siedzieć? Zaynem? Liamem? Którego jestem narzeczoną?
- Przepraszam, kochanie. Przyjechałem, ale było już za późno.- szepnął. Obróciłam się i leżałam teraz na plecach. Louis pogłaskał mnie po policzku i się uśmiechnął.- Nie denerwuj się już.
- Byłam rano u lekarze. O tym też chciałam ci powiedzieć.
- I co?- spytał. Jego oczy jakby pojaśniały na tą wiadomość. Delikatny uśmiech wdarł się na moje usta.
- Wszystko dobrze. Lekarz tylko potwierdził fakt że jestem w ciąży.- Louis się uśmiechnął po czym mnie pocałował.
- Nie gniewaj się na mnie.- powiedział. Wywróciłam oczami. Te jego słodkie słówka i pocałunki, niestety nie pozwalały mi się na niego długo gniewać. Za bardzo kochałam tego idiotę. Ulegałam mu pod każdym względem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Pomysł z piknikiem należy do anonima z aska. Ja go tylko trochę przerobiłam. xD

Komentujcie! Obserwujcie! ;3
Macie jakieś pomysły co do kolejnych części? ;>