Kopiowanie zabronione!

kacper.ogg

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 46


*Następnego dnia*

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Cóż nie ma to jak pierwszy dzień w domu. Już ktoś coś ode mnie chce. Wstałam z łóżka i chwyciłam kule. Jakoś musiałam się doczołgać do drzwi. Oby to było coś ważnego. Będą na schodach  trochę się załamałam. Te kule strasznie spowolniają moje ruchy.

- Idę!- krzyknęłam. Gdy zeszłam ze schodów poczułam ulgę. Podeszłam do drzwi i je otwarłam. Na widok chłopaka w czarny raybansach w moim brzuchu od razu odezwały się motylki. To był Louis. Czyli jedna warto było otworzyć drzwi. Odsunęłam się trochę na bok by mógł wejść. Zaprosiłam go gestem ręki do środka. Jego śliczny uśmiech świetnie zaczął mój dzisiejszy dzień. Oboje poszliśmy do salonu.
- Napijesz się czegoś?- spytałam.
- Nie dzięki. Usiądź.- wykonałam jego polecenie.
- Przepraszam że musiałeś czekać, ale na tych kulach nie da się chodzić.- skrzywiłam się.- Dzisiaj przyjechałeś?- zapytałam patrząc na chłopaka.
- Dokładnie kilka minut temu.- uśmiechnął się. Czyli pierwszą rzeczą jaką zrobił to przyjazd do mnie.
- O czym chciałeś ze mną pogadać?- spytałam.
- O nas.- odpowiedział bez wahania. Moja twarz od razu się rozpromieniła. Czyli są jakieś szanse na odbudowę naszego związku.- Ubierz się. Zapraszam cię na śniadanie. Wstałam z kanapy i jakoś trafiłam do sypialni. Otworzyłam szafę i wyciągnęłam swoje najszersze rurki. Moja gipsowa noga musi się jakoś zmieścić. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wciągać na nogi nogawki. Zajęło mi to więcej czasu niż się spodziewałam. Ważne że się udało. Następnie włożyłam bluzkę i sweter. Wstałam z łóżka chwytając do rąk kule. Zeszłam z powrotem na dół.
- Przepraszam że tak długo, ale miałam małe trudności z ubraniem się.- spojrzałam na prawą nogę i pokręciłam z dezaprobatą głową. Oboje z Louisem poszliśmy do jego auta. Zajęłam miejsce obok kierowcy i pojechaliśmy.

W restauracji było kilka osób co bardzo mi odpowiadało. Zamówiłam sobie sałatkę, a Louis naleśniki. Nie ma to jak początek dnia z osobą na której ci cholernie zależy. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać. Patrzyłam na Louisa i po prostu się uśmiechałam. Pisał właśnie do kogoś sms’a. Wyglądał przy tym tak niewinnie. Po chwili włożył telefon do kieszeni i na mnie spojrzał. Uśmiechnął się widząc że mu się przyglądam.

- Pojedziemy później do chłopaków?- jak miło było słuchać jak wymawia słowo pojedziemy. Chodziło mu o naszą dwójkę.- Stęsknili się pewnie za tobą. Nawet nic nie wiedza o twoim wypadku.- westchnął.- Jakoś nie było okazji ich poinformować. Sam dawno się z nimi nie widziałem.
- Stęskniłam się za nimi.
- Mam to uznać za zgodę?- spytał szerzej się uśmiechając. Przyniesiono nam nasze zamówienia, a my dalej kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
- Tak. Jeśli bym się nie zgodziła, to i tak bym pojechała, bo pewnie byś mnie namówił.- Louis się zaśmiał.
- Fakt.- zaczęłam jeść sałatkę. Nie spuszczałam z Louisa wzroku. On najwyraźniej to zauważył, bo sam zaczął się we mnie wpatrywać. Po zjedzeniu sałatki, napiłam się soku i postanowiłam zadać Louisowi długo dręczące mnie już pytanie.
- Louis, mogę cię o coś spytać?- chłopak pokiwał głową i intensywnie się na mnie patrzył.- Gdzie będziesz teraz mieszkał?- chciał coś powiedzieć, ale szybko dokończyłam swoją wypowiedz.- Zależałoby mi żebyś z powrotem wprowadził się do mnie. Poza tym większa część twoich rzeczy nadal tam jest.- mówiłam niepewnym głosem, ale pod koniec uśmiechnęłam się. Louis nie odezwał się ani słowem. Wpatrywał się w moją osobę i rozmyślał nad moimi słowami. Louis wyciągnął swoją rękę i położył na mojej, którą cały czas trzymałam na stole.
- Nie wiem co mam ci powiedzieć.- westchnął.
- Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy w sprawie Diega. Chyba możemy do siebie wrócić, prawda?- wpatrywałam się w niego jak w obrazek. Na ustach Louisa pojawił się minimalny uśmiech.
- No właściwie po to się spotkaliśmy. O tym chciałem z tobą porozmawiać. Zakończmy temat Diega i nigdy do niego nie wracajmy. Udawajmy że naszego rozstania nigdy nie było, ok?- kamień spadł mi z serca. Znowu jesteśmy razem! Ja i Louis! Wstałam z krzesła, podeszłam do chłopaka i usidłam mu na kolanach. Mocno go do siebie przytuliłam.
- Nawet nie wiesz jak cholernie cieszą mnie twoje słowa.- szepnęłam do jego ucha. Louis objął mnie w tali.
- Nie muszę wiedzieć. Wystarczy że widzę.- dwoma palcami pociągnął za mój podbródek i złączył nasze usta w długi namiętny pocałunek. To była najcudowniejsza chwilą jaką przeżyłam. Miękkie i ciepłe usta Louisa dotykały moich. Tak długo na to czekałam. Czułam jak usta Louis są uformowane w uśmiech.

Zapukaliśmy do drzwi i czekaliśmy aż ktoś nam je otworzy. Nie musieliśmy długo czekać. Otworzył nam Niall. Gdy nas razem zobaczył oczy mu się szerzej otwarły. Chyba nas się nie spodziewał. Zaśmiałam się. Niall wpuścił nas do środka.
- Nie uwierzycie!- krzyknął blondyn, wchodząc do salonu. My oczywiście poszliśmy za nim. Cztery pary oczy padły na naszą dwójkę, a potem zaczęły się pytania.

- Co ci się stało?!- zapytał Malik.
- Miałam mały wypadek i złamałam nogę.- skrzywiłam się.
- Kiedy wróciłeś i czemu nie odbierałeś od nas telefonów?- zadał kolejne pytanie Liam.
- Nie chciałam z nikim rozmawiać, potem przesiadywałem u Holly w szpitalu i jakoś tak wyszło. A przyjechałem dzisiaj.- wyjaśnił Louis im.
- Co ci się dokładnie stało? jaki miałaś wypadek?- dopytywał Harry. Usiadłam na kanapie i opowiedziałam im o wszystkim.- Mogłaś do nas zadzwonić. Na pewno byśmy przyjechali.
- Nie chciałam was denerwować. Poza tym była Jane, Jeremy, Louis, moi rodzice.
- Martwiliśmy się o was.- odezwał się Liam.- Wszystko między wami już jest dobrze, prawda?
- Tak.- Louis bez żadnego wahanie odpowiedział na jego pytanie. Spojrzałam na niego i widziałam ten jego śliczny uśmiech. Jak ja kocham jak się uśmiecha.

Cały dzień spędziłam z One Direction. Oglądaliśmy filmy, zrobiliśmy sobie obiad. Strasznie mi ich brakowało. Lubię patrzeć na nich gdy się wygłupiają. Łączy ich coś więcej niż muzyka i przyjaźń. Traktują siebie jak rodzinę.  Wieczornej Louis i ja pojechaliśmy do domu. Jeszcze kilka dni temu byłam w szpitalu, a teraz wreszcie u siebie. Lou pomógł mi wysiąść z auta. Jakoś udało mi się dojść do domu. Gdy położyłam się na łóżku obok Louis, poczułam się dokładnie tak samo jak kiedyś. Wszystko wróciło do normy. Przytuliłam się do Louisa i w końcu zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wreszcie doczekaliście się tego momentu. ;P Louis i Holly znowu razem. :) Nie wiem kiedyś coś napisze, więc nie pytajcie. ;P

CZYTASZ = KOMENTARZ

środa, 16 października 2013

Rozdział 45

*Następnego dnia*

Przez pobyt w szpitalu przynajmniej się wyśpię. Szkoda że jest tu tak nudno. Podniosłam się do pozycji siedzącej i powoli zbierałam się żeby opuścić nogi z łóżka. Zatrzymałam się, gdy usłyszałam że ktoś wchodzi do środka. Była to ta sama pielęgniarka, która wczoraj przerwała nam nie zaczęty pocałunek. Zaczęłam spuszczać nogi z łóżka.
- Miała pani leżeć.- skarciła mnie wzrokiem, a ja się do niej wyszczerzyłam.
- Chce przynajmniej usiąść.- wyjaśniłam. Siedziałam na skraju łóżka. Moja zdrowa noga dotykała zimnej posadzki. Przeszedł mnie dreszcz zimna. Jeszcze chwile wcześniej wygrzewałam się w ciepłym szpitalnym łóżku.
- Potrzebuje czegoś pani?- spytała kobieta. Chwile się zastanawiałam nad odpowiedzią.
- Przydały by się kule do chodzenia.- pielęgniarka pokręciła głowa z dezaprobatą. Wychodząc z Sali tylko westchnęła. Mam to uznać za zgodę? Chwile później do Sali wszedł lekarz. Spojrzał na mnie i się skrzywił.
- Proszę pani, chyba umawialiśmy się że pani nie wstaje?- delikatnie się uśmiechnęłam.
- Skoro mówił pan że za kilka dni mnie wypiszecie, to chyba nie jest ze mną tak źle. Nie chce leżeć w łóżku. Nie czuje się chora.- lekarz tak samo jak pielęgniarka pokręcił głową. Podszedł bliżej mojego łóżka i stanął naprzeciwko mnie. Dopiero teraz dokładnie mu się przyjrzałam. Wyglądał on na cholernie młodego i na dodatek przystojnego. Czemu wcześniej tego nie zauważyłam?- To chyba dobrze o mnie świadczy, że chcę już wyjść ze szpitala.- zaśmiałam się.- Nie będziecie i robić już żadnych badań?- zapytałam.
- Nie.- odpowiedział krótko.
- Czyli mogę już wracać do domu?- spytałam z nadzieją w głosie.
- Jeśli wypisze się pani na własne żądanie. My najwcześniej możemy wypisać panią za dwa dni. Odpowiada to pani?
- Nie.- lekarz kolejny raz pokręcił głową. Ruszył w stronę wyjścia i po prostu wyszedł. Chyba czas opuścić szpital?

Zaczęłam się śmiać. Jane tylko uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Holly, błagam cię!- powiedziała, wypranym z emocji głosem. Jane pomagała mi pakować rzeczy. Jeremy siedział na krześle i uważnie nam się przyglądał. Zrobiłam smutną minę, ale zaraz po tym zaczęłam się śmiać.
- Jane, będziemy prawdziwymi siostrami.- Jane spojrzała na mnie jak na idiotkę, co mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Ona jest taka niewinna gdy się wkurza.
- Ten szpital zrobił ci coś z mózgiem?- Jane położyła swoją rękę na moim ramieniu. Nachyliła się w moją stronę i dokładnie przyglądała się mojej twarzy.
- Jane, jak możesz tak mówić o swojej przyszedłeś szwagierce.- nie potrafiłam przestać się śmiać.
- Jeremy, zrób coś z nią, bo zaraz sobie stąd pójdę.- w tym samym czasie gdy to powiedziała do sali wszedł Louis. Zmarszczyło czoło i wszedł do środka.
- Cześć!- przywitał się.- Przecież miałaś wyjść dopiero za kilka dni.
- Szykuje się ślub…- nie dokończyła, bo Jane trzasnęła mnie w ramie. Znowu zaczęłam chichotać.- Jane, nie zapominaj że bijesz kalekę.
- Teraz to kalekę. Jeszcze niedawno mówiłaś że jesteś zdrowa.
- No wiesz, czasami ta noga się przydaje.- pokazałam na nogę w gipsie i delikatnie ją poklepałam. Zauważyłam na ustach brata delikatny uśmiech.- Jane, powinnaś się cieszyć na powrót do domu. Spędzimy trochę czasu razem w aucie.- blondynka opadła obok mnie na łóżku.
- Zróbcie coś z nią, proszę. Zaraz sama będziesz się pakować.
- Panno Martin, grozi mi pani?- uniosłam jedną brew, a Jane ciężko westchnęła. Zaczęłam chichotać.
- Panno Stewards, niech pani przestanie się wyżywać na przyjaciółce. Może pani ze mną porozmawia? Może mnie już pani nigdy nie zobaczyć?- spojrzałam w stronę Louis. Lekko się uśmiechnęłam. Jeremy wstał i pociągnął za rękę Jane. Oboje opuścili salę. Louis stanął naprzeciwko mnie.
- Kiedy wracasz do Londynu?- spytałam przerywając cisze, która między nami panowała. Wzruszył ramionami.
- Czemu nic nie mówiłaś że wychodzisz dzisiaj? Pomógłbym ci.- miło z jego strony, ale wołałabym żeby powiedział mi coś bardziej mnie interesującego. Nie wiem na czym stoję, Louis! opanowałam myśli i odpowiedziałam na jego pytanie.
- To była spontaniczna decyzja.- delikatnie się uśmiechnęłam.
- Spontaniczna?- uniósł jedną brew, a ja pokiwałam głową.- Nie wiedziałem że podejmujesz jakieś spontaniczne decyzje.
- Najwyraźniej jeszcze mnie na tle nie znasz.- zaśmiałam się. Louis kucnął i położył swoje ręce na moich kolanach.
- Najwyraźniej.- powiedział trochę zasmucony. Spojrzałam w jego prześliczne oczy. Były takie ciepłe. Nasze spojrzenia się spotkały, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Jego dotyk, był taki miły. Jak ja kocham na niego patrzeć. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy. Czemu on tak cudownie pachnie? Zaciągnęłam się powietrzem. Wpatrywałam się w jego hipnotyzujące oczy.- Chciałem z tobą porozmawiać, ale najwyraźniej pogadamy kiedy indziej. W lepszym miejscu niż szpital.- od razu przypomniała mi się, kiedy Louis prawie mnie pocałował, ale przerwała nam jakaś pielęgniarka.
- A co jeśli już nigdy się nie zobaczymy?- uniosłam jedną brew. Louis podarował mi swój śliczny uśmiech. Zamarłam. Jak można być tak pięknym w każdym swoim najmniejszym ruchu.
- Dopilnuje tego, żebyśmy się jednak jeszcze spotkali. Jak wrócę do Londynu od razu cię odwiedzę.- to zabolało. Odwiedzi mnie? Czyli nie mam co liczyć na powrót jego osoby do mojego domu. Louis ranisz. Rozumiem że jest mu ciężko oswoić się z tym wszystkim, ale dlaczego nie może być jak dawniej? Chyba zauważył mój grymas na twarzy. Nie udolnie próbowałam go ukryć.
- Holly, porozmawiamy gdy wrócę.- chwycił moją dłoń i splótł nasze palce. Czy nie mógłby wrócić od razu do mojego życia? Byłoby łatwiej. Nie naciskałam na niego tylko pokiwałam głową. Spuściłam wzrok na swoje ręce. Louis dwoma palcami podniósł moja brodę. Teraz znowu patrzyłam na jego oczy.- Mogłaś wcześniej mi powiedzieć o swoich spontanicznych planach.- zaśmiał się.- Też wróciłbym dzisiaj do Londynu. Mogłabyś wtedy wrócić ze mną.- uśmiechnęłam się. Cóż za kusząca propozycja. Szkoda że nie pomyślałam o tym wcześniej. Jak to tu ludzie mają w zwyczaju, ktoś wszedł do sali. Była to Jane i Jeremy.
- Holly, zbieraj się.- usłyszałam głos przyjaciółki. Nie odrywałam jednak wzroku od Louis.
- Kiedy przyjedziesz?- szepnęłam.
- Jutro. Pasuje ci?- również szeptał. Pokiwałam głową. Louis pocałował mnie w policzek i poszedł. Tylko tyle? Ciężko westchnęłam. Wstałam i wrzuciłam pozostałe rzeczy do walizki. Pośpiesznie ją zapięłam i z powrotem usiadłam na łóżku.
- Jedziemy?- warknęłam. Jer wziął moją walizkę. Musiałam podpisać kilka kartem i zostałam wypuszczona z tego więzienia. Gdy wyszłam na zewnątrz mogłam wreszcie odetchnąć świeżym powietrzem. Zajęłam tylnie siedzenie samochodu Jeremiego. Gdy już ruszyliśmy poczułam lekką ulgę. Za niedługo będę już w domu. Przez jakiś czas w aucie panowała cisza. Rozmyślałam nad swoim życiem. W końcu nie wytrzymałam i jedna maleńka łezka popłynęła po moim policzku. Nie starłam jej. Pozwoliłaby by spłynęła po całej twarzy pozostawiając mokry ślad. Wpatrzona byłam w jeden punkt za szybą. Chociaż nie zwracałam najmniejszej uwagi na to co się dzieje za oknem. Kolejna łza spłynęła wzdłuż mojego policzka.
- Holly?- usłyszałam głos przyjaciółki. Nie odezwałam się. Nawet nie zareagowałam słysząc jej głos.- Czemu płaczesz?- spytała, patrząc na moją twarz. Wzruszyłam ramionami.- Co powiedział ci Louis?- ciężko westchnęłam i pospiesznie starłam ślady po łzach.
- Nie płacze.- od razu zaprotestowałam. Dziewczyna czekała na jakieś wyjaśnienia.
- Co powiedział ci Louis?- powtórzyła pytanie.
- Wróci jutro. Chce ze mną pogadać.
- To chyba dobrze? Znowu będziecie Ze sobą mieszkać.- powiedziała radosnym głosem.- Przyda ci się pomoc.
- Wraca do Londynu. Chce mnie odwiedzić i przy okazji porozmawiać.- zrobiłam specjalny nacisk na ‘’odwiedzić’’.
- Ahh. No ale pewnie do siebie wrócicie, więc czemu płaczesz?- znowu wzruszyłam ramionami. Na tym nasza rozmowa się skończyła. Co miałam jej jeszcze powiedzieć? Ciężko westchnęłam. Znowu wracam do pustego mieszkania. Znowu będę sama jak palce. Przynajmniej Louis jutro przyjedzie. Jestem ciekawa o czym chce ze mną porozmawiać.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dodawajcie się do obserwatorów. :) Strasznie mi smutno, że jest coraz mniej komentarzy. Nie zapominajcie że mam jeszcze dwa pozostałe blogi. KLIK KLIK

CZYTASZ = KOMENTARZ

sobota, 5 października 2013

Rozdział 44

*Następnego dnia*

- Czyli za kilka dni stąd wyjdę?- spytałam. Lekarz pokiwał głową. Uśmiech na mojej twarzy od razu się pojawił.
- Zrobiliśmy pani wszystkie potrzebne badania. Na szczęścia bardzo pani nie ucierpiała w tym wypadku. Jest pani tylko trochę poobijana i ma pani złamaną nogę. Zostanie pani jeszcze na kilka dni obserwacji. Niech pani odpoczywa.- Lekarz posłał mi uśmiech po czym wyszedł. Strasznie ucieszył mnie tą wiadomością. Miałam ogromna ochotę wstania z łóżka i pójścia chociażby przejść się po korytarzu. To leżenie było już nudne. Leże tu zaledwie kilka dni, a czuje się jakbym spędziła tu wieczność. Gdy nie mam tu towarzystwa czas strasznie się ciągnie. Ciężko westchnęłam. Nuda. Nuda. Nuda. zaczęłam bawić się palcami. Co miałam innego do roboty? Usłyszałam pukanie do drzwi, a już po chwili były otwarte. Ujrzałam moich rodziców. Mama szybko podeszła do mojego łóżka.
- Jak się czujesz, kochanie?- spytała troskliwie mama. Dotknęła swoją rękom mojej. Wzruszyłam ramionami.
- Gdzie tu sprawiedliwość? Zdrowego człowieka zamykają w czterech ścianach i jeszcze nie pozwalają wstawać z łóżka.- pożaliłam się.
- Kochanie, przecież masz złamaną nogę.- odezwała się mama.
- To nie znaczy że muszę leżeć w łóżku.- skrzywiłam się.
- Miałaś wypadek.- kontynuowała mama.
- I co z tego.- mama westchnęła.
- Przestań się z nią sprzeczać. Lekarz prosił żeby jej nie męczyć.- upomniał mamę tata. Zachichotałam.
- Szkoda że nie powiedział tego Jane. Zrobiła mi wczoraj niezły wykład.- tata podarował mi uśmiech. Lubię gdy jest w takim humorze. Zazwyczaj jest bardzo surowy, ale mimo wszystko kocham ich oboje.
- Potrzeba ci czegoś?- spytała rodzicielka. Pokręciłam głową, ale zaraz po tym się odezwałam.
- Towarzystwa.- ponownie usłyszałam pukanie do drzwi. Tym razem był to Louis i jego mama. Szczerze zdziwił mnie jej widok. Była ostatnią osobą jakiej się tu spodziewałam. Nie winie jej za nic. Louis podszedł do mojej mamy i się z nią przywitał, a następnie podszedł do mojego ojca.
- Tato, to jest Louis. Louis, to mój tata.- przedstawiłam ich sobie. Uścisnęli swoje dłonie, a zaraz po tym Louis był koło mojego łóżka. Moi rodzice zapoznali się z mamą Lou. Chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.

- Proszę.- wysunął w moją stronę swoją rękę i podał mi bukiet czerwonych róż. Uwielbiałam te kwiaty, a on doskonale o tym wiedział.
- Dziękuje.- szepnęłam, uśmiechając się. Wpatrywałam się jego piękne oczy. Tym razem wyglądały tak samo jak oczy mojego Louisa. To wywołało jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy.
- Kochanie, to my już pójdziemy. Zajrzymy jeszcze do Jeremyego.- oznajmiła mama. Moi rodzice pożegnali się ze mną i z moimi nowymi towarzyszami.
- Louis, zobacz czy cię nie ma na korytarzu.- uśmiechnęła się do niego jego mama. Chłopak zmarszczył czoło.
- Nie możesz normalnie powiedzieć, żebym wyszedł?- spytał kierując się do drzwi. gdy Loui opuścił salę mama Louisa usiadła obok mojego łóżka.- Chciałam cię przeprosić, za moje ostatnie zachowanie. Nie będę się niczym tłumaczyć, ale jest mi strasznie przykro.- mówiła szczerze, a ja nie miałam podstaw żeby jej nie wierzyć. Zawsze mi się wydawało że strasznie chce chronić przed wszystkim swojego syna. Jest po prostu nad opiekuńcza. Nie mogę jej za to winić. Po za tym podejrzewam, że zachowałabym się podobnie na jej miejscu. Uśmiechnęłam się.
- Niech się pani nie przejmuje. Ja już dawno o tym zapomniałam.- kobieta ciężko westchnęła.
- Ale ja nie. Nieźle nas wszystkich nastraszyłaś tym wypadkiem. Louis cały czas przy tobie był. Gdy przychodził do domu to płakał. Prawie z nami nie rozmawiał.- kobieta westchnęła. Drzwi się uchyliły, a zza nich wyłonił się Louis. Mama chłopaka przewróciła oczami na jego widok.- To ja już pójdę.- oznajmiła wstając z krzesła. Pożegnała się ze mną i ruszyła w kierunku drzwi. Tomlinson usiadł na wcześniej zajętym miejsc przez jego mamę.
- O czym rozmawiałyście?- spytał zaciekawiony. Przez chwile nie odpowiadałam. Czy powinnam mu powiedzieć? W końcu mama Louis nie chciała przy nim rozmawiać. Sama nie wiem. Nie mam i nigdy nie miałam przed nim żadnej tajemnicy. No może z paroma wyjątkami.
- O niczym ważnym.- chłopak tylko pokiwał głową. Zdziwiłam się że nie wypytywał dalej. Czy to naprawdę prawda, że Louis tak przeżył mój wypadek? Dowiaduje się tego już od drugiej osoby. Czy on nadal mnie kocha? Przyniósł mi ulubione kwiaty. Cały czas jest przy mnie. Uśmiecha się. Pocałował mnie w czoło. Trzymał moją rękę. Czy to może naprawdę znaczyć że nadal mnie kocha? Chyba sama powinnam go zapytać, ale jeszcze nie teraz. Boje się odpowiedzi. Podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Louis?- spoglądałam na swoje ręce. Bawiłam się swoimi palcami.

- Hm?- dobrałam odpowiednie słowa by zadać mu nurtujące mnie pytanie.
- To prawda, że ty… płakałeś gdy spałam przez te dwa dni?- wypowiedziałam pod nosem na dodatek jąkając się. Nie uzyskałam jednak odpowiedzi na moje pytanie. Słyszałam tylko ciszę, a zaraz po tym westchnięcie.
- Myślisz że mogłoby być inaczej?- spytał. Nadal nie spoglądałam w jego stronę. Chyba pierwszy raz w życiu nie chciałam spotkać jego błękitnych tęczówek. Co bym zobaczyła? Byłby smutny? Szczęśliwy? Może wkurzony, że o to zapytałam?- Holly, spójrz na mnie.- szepnął, chwytając za jedną z moich dłoni. Splótł nasze palce. Chwile jeszcze patrzyłam na nasze dłonie, ale zaraz po tym wykonałam jego prośbę. Powoli podniosłam głowę i spojrzałam na Louis. wyglądał zupełnie normalnie. Tak jakby to pytanie dotyczyło czegoś banalnego. Jakbym spytała jak ma na imię. Na jego ustach pojawił się delikatny zarys uśmiechu. Gdy w końcu nasz wzrok się spotkał, poczułam jak moje serce przyśpiesza, w brzuchu pojawiły się motylki. Czy ja się na nowo w nim zakochuje? Przecież to nie realne. Kocham go. Louis postanowił przerwać moje myśli i odezwał się.- Odpowiedz na twoje pytanie brzmi tak. A wiesz dlaczego?- spytał. Pokręciłam przecząco głową.- Bo cholernie bałem się że już nigdy się nie obudzisz. Lekarz mówił że na pewno się obudzisz, ale ja mu nie wierzyłem.- jego oczy się zaszkliły.- Sądziłem że tylko tak mówi żeby mnie pocieszyć. Żądałem od niego żeby coś zrobił. Jednak on twierdził że sama się obudzisz.- ścisnęłam mocniej jego rękę. Louis chciał jeszcze coś powiedzieć, ale go powstrzymałam.
- Louis.- nie chciałam sprawiać mu przykrości. To co powiedział Louis było straszne. Bał się że umrę. Co jeśli to auto by mnie zabiło? Nigdy więcej nie zobaczyłabym tych cudownych oczy, tego radosnego uśmiechu. Nie usłyszałabym już nigdy jego śmiechu, ani głosu. Brak tego byłby dla mnie jednak gorszy niż śmierć.- Louis, ja wpadałam w jakąś depresje. Jeżeli nie w coś gorszego. Ty jesteś jak jakiś pieprzony narkotyk.- Louis usiadł na skraju mojego łóżka. Zbliżył się do mnie i mocno przytulił odwzajemniłam jego uścisk. Tego mi było trzeba. Potrzebowałam dotyku jego miękkiego ciała.
- Przepraszam, że musiałam przez to przechodzić. Przepraszam, że mnie nie było. Teraz już będę. Nie zostawię cię, rozumiesz? No chyba że będziesz tego chciała.- wyszeptał do mojego ucha.
- Doskonale wiesz że nie będę. Potrzebuje cię żeby żyć. Bez ciebie nic nie ma sensu.- nie wytrzymałam i uroniłam kilka łez. Strasznie mi go brakowało, a teraz jest i będzie. Louis odsunął się ode mnie i ponownie splótł nasze palce. Drugą ręką wytarł moje łzy.
- Nie płacz.- uśmiechnął się.
- Nie płacze.- zaprzeczyłam.- Wrócisz do domu?- Louis położył rękę na moim policzku. Wpatrywał się  z zaciekawieniem w moje oczy. Uśmiech nie schodził z jego ust. Mogłam delektować się tym widokiem w nieskończoność. Louis zbliżył swoją twarz do mojej. Niestety przerwała nam pielęgniarka. Oczywiście my jak na zawołanie odsunęliśmy się od siebie. Louis z powrotem usiadł na krześle. Pielęgniarka się trochę zmieszała całą tą sytuacją. Ja oczywiście zaczęłam się śmiać. Louis miał strasznie śmieszną minę. Nie dość że ta sytuacja strasznie mnie bawiła, to jeszcze on. Pielęgniarka jak szybko tu weszła tak szybko się zmyła. Zamiast się śmiać powinnam przeklinać, że przerwano nam coś czego tak cholernie pragnęłam. Tyle się dzieje, że nie wiem czy moje serce z wrażenia trzyma następnych dni. Coś wydaje mi się że może być z tym problem. Na szczęście jestem w szpitalu. Jakby coś się stało, na pewno mnie szybko odratują. A jeśli nie to powodem mojej śmierci będzie seksowny Louis Tomlinson.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Sami oceńcie co o tym sądzicie. Ja jak zwykle mam mieszane uczucia. Podoba mi się końcówka. ;P Chciałabym was zaprosić na jednego bloga. Dopiero co się rozkręca, ale warto zajrzeć. ;> KLIK